Zabrze, bufet dla szczurów
Szczury w Zabrzu na co dzień budzą u mieszkańców obrzydzenie i wstyd przed przyjezdnymi. O tym, co zrobić, by nie były już naszym problemem Agnieszka Rupniewska rozmawiała z dr Edytą Wincewicz z Katedry Biostruktury i Fizjologii Zwierząt Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.
Czy zabrzanie, z powodu szczurów, powinni czuć się zagrożeni? Jakie choroby przenoszą?
Szczury żerują wszędzie, ze śliną, moczem i kałem, na swoim futrze mogą przenosić pasożyty, pierwotniaki, wirusy. Bardzo niebezpieczną chorobą, odnotowywaną poza granicami – w Polsce chyba nikt nie prowadzi statystyk chorób przenoszonych przez szczury – jest gorączka krwotoczna z zespołem nerczycowym, wywołana przez hantawirusy. Szczury sprzyjają również rozwojowi tasiemców, leptospiry, tryptosorydium, salmonelli.
Problem szczurów stworzyli nie tylko mieszkańcy, których rządzący Zabrzem obarczają odpowiedzialnością za nieład w mieście. Oczywiście moglibyśmy i powinniśmy bardziej dbać o porządek w Zabrzu. Ale zaśmiecone ulice, moim zdaniem, to przede wszystkim konsekwencja jakości wykonywanych usług oraz braku kontroli nad firmami sprzątającymi i odbierającymi odpady. Kosze w Zabrzu bywają tak przepełnione, że śmieci leżą wokół nich. To bufet dla szczurów. We Wrocławiu, który również przeżywał ich najazd, zaproponowała Pani konkretne rozwiązania – wydłużenie okresu deratyzacji i powiększania obszaru, na którym ją prowadzono. Widać efekty?
Widać. Wkrótce rezultaty podjętych działań będą raportowane Prezydentowi Wrocławia. Powołano specjalny sztab, monitorujący sytuację. Osiągnęliśmy zamierzony cel: liczba szczurów zmalała. By tak się stało, nie wystarczy tylko edukować mieszkańców. Potrzeba zintegrowanego systemu zarządzania problemem liczebności szczurów. Nie chodzi wcale o to, by je wyrugować, bo tego nigdy nie zrobimy. Jedyne co możemy w tej sprawie osiągnąć i co jest realnym celem, to ograniczanie ich populacji. Kluczowe jest dopasowanie harmonogramu odbiorów odpadów do pór roku. Pory roku wiążą się natomiast z dynamiką szczurzej populacji, ich rozmnażaniem się.
Pani zdaniem zespół, który gwarantuje skuteczną walkę ze szczurami, powinien być interdyscyplinarny: składać się z matematyków, statystyków, biologów i ekologów. Dlaczego?
Problem jest bardzo złożony. Nie żyjemy sami na planecie. Zrozumienie zachowania szczurów wymaga wiedzy i doświadczenia biologów, ekologów. Statystycy i informatycy potrzebni są, by zebrać kluczowe informacje. Podstawą pracy takiego interdyscyplinarnego zespołu jest monitorowanie środowiska szczurów. Każdy obszar, każda dzielnica, każda ulica są inne. Trzeba dopasować metody ograniczania populacji szczurów do konkretnych miejsc. Nie ma uniwersalnego sposobu ich zwalczania. Ekolodzy też powinni uczestniczyć w tym procesie, by pilnować, czy wybrane działanie nie szkodzi środowisku. Ograniczając szczurzą populację, najczęściej stosujemy antykoagulanty. Musimy pilnować, żeby nie truły innych zwierząt.
Na sąsiedztwo szczurów najbardziej narzekają mieszkańcy Śródmieścia. Czy inne dzielnice Zabrza powinny się szykować na ich najazd?
Szczury nie pokonują dużych odległości. Zmieniają miejsce pobytu, jeśli okoliczności przestają być sprzyjające, czyli gdy zaczyna im brakować jedzenia. Dlatego tak ważne są również działania zmniejszające ich populację. Wyłącznie ograniczenie dostępu do jedzenia w jednym miejscu sprawi, że szczurzy problem pojawi się w innym.
Gdybyśmy jednak zmobilizowali się i całkowicie zabrali szczurom możliwość żywienia się w koszach na śmieci, powinniśmy obawiać się ich ataków?
Szczury atakują, gdy czują się zagrożone. To pewne. Są wszystkożerne, ale czy głodne będą atakować ludzi, nie umiem odpowiedzieć.